Źle na mnie działa ta pora roku. Ochładza mnie, wyziębia, przeszywa dreszczami, czuję jak każdą częśc mojego ciała owiewa lodowaty podmuch wiatru. I nie mówię tu tylko o fizyczności..
No ale po kolei:
- zalewamy pewną ilośc kaszy wrzątkiem (gotowanym mlekiem, herbatą, kawą...kombinujcie) i zostawiamy ją do napęcznienia minimum 15 minut, maksimum nie ma : )
- gdy już się wykąpiemy, bierzemy widelec i mieszamy (jakbyśmy chcieli ubic np. jajka widelcem)
- dodajemy owoce
- dodajemy nabiał (serek wiejski, serek naturalny, homogenizowany, jogurt)
- dodajemy bakalie (orzeszki, suszone owoce, migdaaaaaały ? : )
Co powiecie na piosenkę ?
Trochę melancholijnie..wiem, wybaczcie. Ale wczoraj obejrzany, przeżyty, przepłakany, usiadł mi w głowie i nie zamierza się stamtąd ruszac. Zdania są podzielone- wspaniały, banalny, wstrząsający, kiepski. U mnie były łzy, a jeśli były, to był dobry. I na pewno długo się z nim jeszcze nie rozstanę...
Do akcji:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Powiedz, co o tym sądzisz :)