YayBlogger.com
BLOGGER TEMPLATES

wtorek, 5 lutego 2013

Ciecierzyca. I co dalej ?

Wiem, sama po sobie, że kiedy kupujemy coś nowego, pierwszy raz, to zwykle nie mamy pojęcia od której strony to ugryźc. Tak było w moim przypadku kiedy zdecydowałam się na kupienie ciecierzycy. Złapałam takiego świra na punkcie tych białkowych zamienników, że kupiłam za jednym razem po 2 woreczki soi, soczewicy i ciecierzycy. I sprawdziłam- nie takie to straszne. Wystarczy spokojnie i bez nerwów do tego podejśc i to już pierwszy stopień do sukcesu.
Zaczynając od zakupu. Ciecierzycę nie jest znaleźc, ja kupuję swoją w sklepie ze zdrową żywnością, tam wbrew pozorom jest dużo tańsza od tej w marketach (jeśli w takowych będzie). Za całkiem spory woreczek płacimy 7 zł a, wierzcie mi, starcza on na dośc długo. Poza tym mamy pewnośc, że jest ona czysta, zdrowa i bez żadnych niepotrzebnych dodatków. 

No dobra. woreczek już mamy. Co teraz ? 
  • No więc teraz, wsypujemy do garnuszka tyle nasionek ile nam się podoba. Możecie wsypac cały woreczek jeśli mamy taką ochotę. Nie polecam tylko wrzucac za mało, ponieważ przygotowanie jej zajmuje dużo czasu i łatwiej jest wykorzystac niezjedzoną jednego dnia cieciorkę na obiad dnia następnego niż dogotowywac kolejną porcję, bo akurat wyszło nam za mało. 
  • zalewacie nasiona wodą, tak na około 10 cm ponad nimi
  • zostawiacie na całą noc, gdy chcemy ją podawac w całości, jakieś 12h powinno byc w porządku, jeśli chcemy robic z niej zupy, kremy czy pasty, może leżec nawet do 24h
  • kiedy ciecierzyca odstoi już swoje, odcedzamy ją, przepłukujemy i wsypujemy do również wypłukanego garnuszka
  • zalewamy nową, świeżą wodą, ilościowo podobnie, można kapkę więcej
  • doprowadzamy wodę do wrzenia, bez pokrywki i gotujemy tak około pół godziny, na najwyższym gazie
  • cały czas jesteśmy niedaleko i systematycznie zdejmujemy białko (tę pianę na wodzie) łyżką cedzakową
  • po tym czasie obniżyc trochę gaz i częściowo przykryc garnek, ale tak, by para mogła wylatywac. tak gotujemy 40-50 minut
  • od koniec możemy ją dosolic
  • sprawdzamy jednym ziarenkiem czy jest już ugotowana. powinna byc w konsystencji troszeczkę twardsza niż groszek
  • po gotowaniu należy nasiona bardzo porządnie odsączyc i najlepiej zostawic jakiś czas na sicie by odparowały. 
Ot, i cała filozofia. Nic trudnego, poza czasem który trzeba jej poświęcic.
Ale opłaca się !
Jeśli nie dla smaku (mojej mamie w ogóle nie smakuje, kiedy ja jestem nią zachwycona) to dla wartości odżywczych, od których mało nie pęka w szwach !
Mam nadzieję, że ułatwiłam Wam nieco pracę z nasionami i zachęciłam to eksperymentowania z nimi w kuchni, nawet kiedy z wegetarianizmem macie niewiele wspólnego : )